środa, 24 września 2014

"Ruchome święto" - Ernest Hemingway

Tytuł: Ruchome święto
Autor: Ernest Hemingway
Przekład: Bronisław Zieliński 
Seria: Ernest Hemingway dzieła wybrane
Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Rok wydania: 2000
Strony:176




Po tę książkę sięgnęłam po przeczytaniu "Madame Hemingway" Pauli McLain, chciałam poznać książkę mistrza na podstawie której powstała tamta. I jestem zachwycona, chociaż szczerze muszę przyznać, że jej odbiór w 100% jest wynikiem znajomości powieści McLain. 

Hemingwaya nie czyta się lekko (chociaż mi z każdą chwilą już coraz lżej, może to kwestia nastawienia?). Jest on mistrzem opisów, ale opisuje wydarzenia, oszczędnie używając przymiotników, którą to radę przyjął od Ezry Pounda i sumiennie wypełniał. Tego dowiedziałam się z tej książki i innych metod jakie stosował w swoim pisarstwie, i które pozwoliły mi zrozumieć bardziej jego prozę i pokochać...

"Ruchome święto" to zbiór opowiadań autobiograficznych z pierwszego okresu życia w Paryżu ze swoją pierwszą żoną Hadley. Z czasów, gdy Hemingway stopniowo odchodził od dziennikarstwa i stawał się pisarzem, jak sam o sobie mówił. Z czasów przyjaźni z Fitzgeraldem, Poundem, panną Stein i innym teraz wielkimi osobistościami. (nie, nie żyją już ;-) ). 

"Zawsze pracowałem, dopóki nie miałem czegoś zrobionego, i zawsze przestawałem wtedy, kiedy wiedziałem, co ma się zdarzyć potem. W ten sposób mogłem być pewny, że następnego dnia posunę się dalej."(1)

Chwilę później dowiadujemy się, co robił, gdy nie mógł za nic w świecie ruszyć z nowym tekstem: 
"(...) pisałem jedno prawdziwe zdanie i od niego ruszałem dalej. Wtedy już szło łatwo, bo zawsze było jedno prawdziwe zdanie, które znałem albo czytałem czy słyszałem wypowiedziane przez kogoś. Jeżeli zaczynałem pisać wymyślnie albo jak ktoś, kto wprowadza czy prezentuje coś, przekonywałem się, że mogę wyciąć te zawijasy czy ornamenty, wyrzucić je i zacząć od pierwszego prostego, deklaratywnego zdania, jakie napisałem."(2)
Jest też  sporo osobistych przemyśleń Hemingwaya, jego nastawienie do świata i ludzi.
"Kiedy przychodziła wiosna, nawet fałszywa wiosna, nie było żadnych problemów prócz tego, gdzie być najbardziej szczęśliwym. Jedyną rzeczą mogącą popsuć dzień byli ludzie i jeżeli mogłeś uniknąć umówienia się z kimś, każdy dzień był bez granic. To ludzie zawsze ograniczali szczęście, z wyjątkiem bardzo nielicznych, równie dobrych jak sama wiosna." (3)
Teraz,gdy piszę ten tekst przypomniały mi się dwie inne książki autobiograficzne. Jedna napisana w odpowiedzi na drugą o wspólnym życiu dwojga ludzi: "Majtreji" Mircea Eliade i "Mircea" Maitrey Devi. Pamiętam, jak mnie pochłonęły. Jak nie znacie, to odsyłam TUTAJ.

Hemingway to trochę inna bajka ;-), mnie przekonał do siebie już całkowicie i stopniowo zamierzam poznać całą jego twórczość.
...i poznać Paryż lat dwudziestych, co powoli mi się to udaje, a różne zbiegi okoliczności pozwalają mi na to. :-)




"Paryż nigdy nie ma końca i każdy, kto w nim mieszkał, ma inne wspomnienia. Zawsze do niego wracaliśmy bez względu na to, kim byliśmy, czy jak się zmienił, czy z jakimi trudnościami albo łatwością można było tam dotrzeć. Paryż zawsze był tego wart i otrzymywało się zapłatę za wszystko, co mu się przyniosło. I taki był Paryż w tych dawnych czasach, kiedy byliśmy bardzo biedni i bardzo szczęśliwi." (4)





1. Hemingway Ernest, "Ruchome święto", Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa, 2000, s.17
2. Tamże s.17
3. Tamże s.43
4. Tamże s.176

poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Podróż do miasta świateł" - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Standardowo, zapisałam się na tę książkę w bibliotece dawno, dawno temu i zapomniałam o tym. Nie zmienia to faktu, że telefon z biblioteki, o tym że książka właśnie na mnie czeka, ucieszył mnie bardzo. Poszłam, wzięłam, miałam tylko zajrzeć (bo akurat czytałam coś innego...), przepadłam...

...aż skończyłam. Oddałam Różę z Wolskich, a  gdzieś po trzech godzinach telefonicznie dowiedziałam się, że czeka już na mnie Rose de Vallenord. Byłam zachwycona i również przepadłam, do ostatniego zdania.

Jest to historia dwóch kobiet, Róży i Niny. 

Nina w 2011 roku poznaje Igę Toroszyn, współwłaścicielkę cukierni Pod Amorem, właścicielkę portretu Tomasza Zajezierskiego, którego autorką była najprawdopodobniej Rose de Vallenord. Jest to dosyć istotne, ponieważ na całym świecie zaczynają ginąć obrazy jej autorstwa i Iga boi się o tę rodzinną pamiątkę. Nina jako historyk sztuki postanawia pomóc w rozwiązaniu tej zagadki i tym sposobem poznajemy ciekawe, ale i ciężkie życie Róży Wolskiej, późniejszej księżnej de Vallenord.

Zafascynował mnie Paryż czasów belle époque, a co najciekawsze przewija się on u mnie na każdym kroku i nie nudzi, absolutnie, a nawet chciałabym więcej i więcej. :-) Powoli poznaję.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej znanej mi już od dosyć dawna pisarki. Często odwiedzałam blog poświęcony Cukierni Pod Amorem, ale samej Cukierni, mimo chęci, to jeszcze nie znam. 

"Podróż..." czyta się fantastycznie i nie potrafię wybrać, który z wątków był bardziej ciekawy,  Róży czy Niny, bo były inne, chociaż dzięki tym dwóm, niezależnym, bądź, co bądź kobietom, tak zbieżne. 

Teraz na pewno muszę się dowiedzieć, czy w mojej bibliotece jest "Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle epoque", którą to Małgorzata Gutowska-Adamczyk napisała wspólnie z Martą Orzeszyną, poznaną mi wirtualnie na nakanapie.pl , a którą bardzo sobie cenię w blogowym świecie.

Nie mam czasu rozpisywać się. Wystarczy zajrzeć na inne blogi, by przekonać się, że tę dwutomową powieść naprawdę warto przeczytać. Polecam!
Tytuł: Podróż do miasta świateł.                                            Podróż do miasta świateł.
            Róża z Wolskich                                                                              Rose de Vallenord
Autor:Małgorzata Gutowska-Adamczyk               Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Tom: I                                                                                                                                                 II
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia                                                                Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2012                                                                                                                     2013
Strony:480                                                                                                                                     480



piątek, 6 czerwca 2014

KLINIKA pod Boliłapką czyli o tym jak zachwyciła nas nowa seria Papilonu. :-)

Tytuł: Pierrota bolą kopytka
Autor: Liliana Fabisińska
Seria: Klinika pod Boliłapką
Wydawnictwo: Grupa Publicat (Papilon)
Rok wydania: 2014
Strony: 96


"Klinika pod Boliłapką to maleńki szpital dla chorych zwierzaków. Pracują w nim sympatyczna doktor Magda i wesoły doktor Paweł. Codziennie ratują zdrowie swoich podopiecznych. Pomagają im dzieci doktor Magdy: Dominika i Kajtek. Zaprzyjaźnij się z nimi i zaglądaj do kliniki, by śledzić losy niezwykłych pacjentów."

"Mela kocha konie. W każdą sobotę jeździ do stadniny, żeby spotkać się ze swoim ulubionym kucykiem Pierrotem. Czyści go, czesze i karmi. Któregoś dnia jednak nie dopilnowała kucyka, który zjadł za dużo trawy. Czy może mu to zaszkodzić? I dlaczego Pierrot ma takie gorące kopytka?"

Biorąc tę książkę do ręki pomyślałam sobie, ot kolejna seria o zwierzętach, fajnie, że polskiego autora.  Usiadłyśmy (ja - lektor i Marysia - słuchacz) i wtopiłyśmy się w lekturę. Dokładnie, wtopiłyśmy. Ja czytałam, a Marysia z wielkim skupieniem słuchała historii o Pierrocie, kucyku, którym opiekowała się mała Mela, która bardzo go kochała, ale z niewiedzy i przez nieuwagę doprowadziła do choroby kucyka. Na całe szczęście w stajni była doktor Magda i cała historia dobrze się kończy. :-)


Nie mogę wyjść z podziwu z jaką dokładnością została napisana ta książeczka. Czytając ma się wręcz wrażenie uczestniczenia w całej tej historii. Wszystko po kolei jest dokładnie opisane. Mania przechodząc teraz fascynację kucykami, a przy okazji też konikami stała się perfekcyjną panią weterynarz i marzy o "białym koniczku w plamki", no dobra, powinien mieć jeszcze różowe pasemko w grzywie, ale to już wpływ oglądanej bajki ;-).



Szczerze polecamy tę książkę wszystkim dzieciakom. Na pewno się przy niej nie będą nudzić. A my bierzemy się za drugą, tą o psie Maksie, która jest pierwszą w serii, ale cóż, "koniczek"  zwyciężył i taka u nas "niekolejność" ;-).